Opisując niedawno wrażenia z jazdy na Continental Hardpack zapewne nie trudno było domyślić się, że jestem zwolennikiem szutrowo-szosowego kompromisu. Uwielbiam teren, ale w okolicy mam fantastyczne asfalty, którym trudno się oprzeć. Dlatego dziś dawka wrażeń z jazdy na Vittoria Terreno Zero!
Zdecydowałem się na zakup najszerszej wersji Terreno Zero, tj 700x47C w wersji premium, tj. wzbogaconej o grafen z beżowym bokiem. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu osób taki balon w szutrowym rowerze to świętokradztwo, ale ja oprócz względnie niskich oporów toczenia liczę jednak na odrobinę większy komfort oraz bezpieczeństwo - moja waga własna nie sprzyja stosowaniu cienkich paputków. Stąd właśnie taki a nie skromniejszy dobór opony.
Opony nabyłem nowe na OLX za cenę 120PLN za sztukę, co ponad rok temu było bardzo atrakcyjną ceną - normalnie koszt zakupu oscyluje w okolicy 200pln za sztukę. Na początek kilka informacji produktowych:
- Model: Vittoria Terreno Zero Graphen 2.0
- Rozmiar: 700c47C (1.75")
- Oplot: 120 TPI
- Beżowy bok
- Tubless: Tak
- Guma: wieloskładnikowa, wzbogacona o grafen
- Deklarowana waga producenta: około 500gr
Vittoria Terreno Zero jest najbardziej "łysym" koniem w szutrowej stajni włoskiego producenta. Jeśli szukacie czegoś bardziej terenowego skierujcie uwagę na model Terreno Dry, Terreno Mix oraz Terreno Wet. Nazwy mówią same za siebie. Ale, ale....pozory bardzo mylą :) :), czego już nie raz doświadczyłem dobierając różne gumowe kapcie.
Bezsprzecznie zaletą wersji premium w/w opon jest wspomniany dodatek Grafenu, cudownej dwuwymiarowej struktury złożonej z atomów węgla połączonych w sześciokąty. Materiał przypomina plaster miodu, nie przypadkiem zatem bieżnik na bokach Vittoria Terreno Zero również ma ten kształt. Obecnie tylko Vittoria stosuje grafen do produkcji opon rowerowych. Wysoka cena tych opon jest usprawiedliwiona tym, że obróbka przemysłowa grafenu nie jest tak banalna jak innych związków. Według producenta dodatek grafenu odpowiedzialny jest za ponadprzeciętną szczelność opon, odporność na ścierania oraz właściwości jezdne. I....nie jest to tylko pusta paplanina.

Vittoria Terreno Zero po rozpakowaniu prezentują się zacnie. Tu widać i czuć w rękach jakość wykonania. Opona nanizana na obręcz o szerokości wewnętrznej 23mm przyjmuje ładnie obły profil. Po zmierzeniu otrzymujemy deklarowane 47mm szerokości balona, co bardzo cieszy. Jeszcze większą radością okazuje się być łatwość z jaką opona uszczelnia się na obręczach TLR oraz brak defektów na etapie produkcji, które potrafią się zdarzyć innym producentom. A realna waga? Ta mieści się w widełkach klasy "całkowicie akceptowalne", co dokumentuje poniższa fotka.

Charakterystyczny wzór bieżnika bazuje na szosowym modelu Corsa, tzn czoło opony jest niemal łyse - wyjątek stanowią dwa rowki oddzielające centralną cześć opony od bocznej, która jako żywo przypomina plaster miodu - heksagonalne, lekko ukośnie położone wypustki. Na pierwszy rzut oka, opona nie jest kierunkowa, ale przeczy temu nieco bardziej wnikliwe spojrzenie połączone z wyraźną deklaracją producenta wytłoczoną na boku.
Kto uwielbia łączyć szosę z szutrem, ten będzie bardzo pozytywnie zaskoczony efektywnością Terreno Zero, nawet przy tak potężnym balonie. Warto poszukać złotego środka - tzn. nie pompować jej na "szosowy kamień". lecz pozwolić się jednak nieco uginać. Przy tej szerokości uzyskamy satysfakcjonujący kompromis między szybkością a "flow". Naturalnie Terreno Zero 47C nie jest demonem prędkości wśród jej podobnych, ale nie sama szerokość ogumienia jest winowajcą lecz ogół cech, między innymi nieco wyższa waga.
O ile Terreno Zero nie zaskakuje na powierzchniach bitumicznych - doskonale pożera każdy rodzaj asfaltu, to bardzo pozytywnym zaskoczeniem będzie dzielność z jaką ten sprzęt radzi sobie w bardziej wymagającym terenie. "Mniej-niż-zero" przetacza się po szutrze i korzeniach z gracją baleriny. Niewiele gorzej radzi sobie w piachu - 47 milimetrów szerokości gwarantuje odpowiednią nośność.
Oczywiście nie będę koloryzował - to nadal opona bardziej szosowa niż terenowa, ale potrafi więcej niż wygląda, zwłaszcza jeśli użytkownik jest w pełni świadomy zarówno terenu po jakim się porusza jak też własnych umiejętności. Zdecydowanym wrogiem Terreno Zero jest błoto, mimo że ta guma oczyszcza się szybko i nie zakleja to jazda po w takich warunkach nie jest jej mocnym punktem. Vittoria Terreno Zero nie bardzo lubi jazdę po mokrej trawie i wilgotnych, lekko grząskich nawierzchniach, choć oczywiście łaskawie, lecz bez finezji przetoczy się. Fizyki się nie przeskoczy. Wystarczy jednak nieco twardego, aby Vittoria z ochotą ponownie nabrała wigoru.

Z pewnością zainteresuje was trwałość tego kapcia. Otóż w mojej opinii jest to jedna z najważniejszych zalet tego modelu. Przejechaliśmy wspólnie około 7 tysięcy kilometrów w każdych warunkach terenowych i pogodowych, włącznie ze śniegiem - choć nie polecam :) :).
Takim przebiegiem nie może pochwalić się żaden z kompletów, który mam na "szrocie". Opona jest po prostu pancerna. W trakcie naszej ponad rocznej przygody zdarzyło mi się ją przeciąć tylko raz, na tyle skutecznie, że mleko jej nie uszczelniło. Montaż łatki od wewnątrz załatwił awarię bez problemu. Po tak długim czasie użytkowania widać również wyraźnie starzenie się opony na jej bocznych ściankach co pokazuje zdjęcie. Tu i ówdzie nieco bardziej zużyły się boczne "plastry miodu", oraz widać przejechane kilometry na rancie opony. Warto podkreślić, że przy takim zużyciu obie Terreno Zero cały czas bardzo dobrze trzymają szczelność!
Myślę, że Terreno Zero w wersji premium, mogą być doskonalą oponą do ścigania się na długodystansowych maratonach, gdzie organizatorzy dbają o odpowiednią ilość szutrów, asfaltu oraz dróg bitych i leśnych. Połączenie szybkości i komfortu doceni każdy. Użytkownik musi być przygotowany na nieuniknione kompromisy, szczególnie w trudnym terenie, ale przy odrobinie zdrowego rozsądku wszystko jest do opanowania, zaś ta charakterystyczna opona odwdzięczy się z nawiązką tam, gdzie jest najlepsza. Minusem pozostaje chyba tylko cena. Dwie stówki za sztukę jest moim zdaniem wyzwaniem dla wielu polskich kieszeni.
Czy polecam ten model Vittoria? To oczywiste :). Ja je uwielbiam, mimo że chwilowo lądują w nowym projekcie gravelowym, a ich miejsce zajęły Continentale Terra Trail 45c, ale to już zupełnie inna para kaloszy!



















