DSCF0410

Zakup amortyzatora jest jedną z tych rowerowych inwestycji, którym poświęcamy wiele uwagi i nie wynika to jedynie z kosztów, jakie musimy ponieść stając się posiadaczami dobrego sztućca. Bardziej istotną wydaje się kwestia trwałości, jak i zaspokojenie często wygórowanych oczekiwań związanych z cechami użytkowymi. Mój wybór padł na amortyzator firmy Rock Shox - Reba SL 29 na rok 2010, którego dystrybutorem jest Harfa-Harryson z Wrocławia.

Mateusz Nabiałczyk

 

Jako szczęśliwy posiadacz Tory 318 Solo Air 29” wiedziałem, czego należy się spodziewać po topowym modelu przeznaczonym pod wielkie koło. Nie ukrywam, że moje oczekiwania były konkretnie wykrystalizowane, a zarazem dość wygórowane.
Wcześniejszy demontaż Tygrysa przyczynił się do natychmiastowego uśmiechu związanego z wyraźnie wyczuwalną niższą masą Reby. Nerwowe rozpakowanie zawiniątka, szybki rzut okiem na sterówkę, którą zdobi złota anoda … aż żal ją docinać. No, ale to nie eksponat, odmierzam 20 cm i brzeszczot idzie w ruch. Jeszcze tylko nabicie gwiazdki i oficjalne ważenie. Wyświetlacz jasno pokazuje liczbę 1751 , co jednoznacznie potwierdza, że mająca 2248 gram Tora jest „nieco” cięższa. No dobra, koniec matematyki, czas na montaż. Przy nabijaniu bieżni sterów zwracam uwagę na drobny, acz w przyszłości ważny szczegół – na koronie są dwa zagłębienia ułatwiające zbicie ciasno przylegającej miski w przypadku wymiany sterów. Hamulec tarczowy mocowany jest w standardzie PM, co rzeczywiście ułatwia regulację zacisku, nie bez znaczenia jest też niższa masa adaptera. Czarny, lekko połyskujący lakier, nierzucający się w oczy stonowany design, zwarta budowa z ograniczoną do minimum liczbą wystających elementów to domena Reby. Jeśli ktoś woli bardziej krzykliwe opakowanie, to w ofercie znalazło się miejsce dla biało-czerwonej wersji kolorystycznej. Widelec trzyma się ramy, oczy nacieszone, czas na wstępną regulację.
Dlaczego wstępną? Reba oferuje tyle możliwości dostosowania do indywidualnych preferencji, że jak się później okazało, w moim przypadku optymalne ustawienie nastąpiło po kilkunastu godzinach sprawdzania wszystkich wariantów. Zachęcam do poświęcenia kilku wypadów na rzecz idealnego dopasowania jej pracy, gdyż w przypadku bardziej wymagających użytkowników wiąże się to z pełnym zadowoleniem, bądź też jego brakiem, któremu najczęściej winny jest sam właściciel. Jakby tego było mało, zawsze możemy zmienić wartość skoku z 80 na 100mm za pomocą dołączonego pierścienia, co pozwala na kontynuowanie znajomości np. w przypadku zmiany ramy. Zaczynamy od górnej komory pozytywnej oznaczonej +, która odpowiada na ogólną twardość i zakres pracy amortyzatora. Wartości ciśnienia podane przez producenta są jedynie orientacyjne, warto na sucho zablokować przednie koło i spróbować na siłę dobić amortyzator. Golenie nie powinny się całkowicie schować, co uchroni nas przed dobiciami podczas pokonywania dużych przeszkód i uskoków. Na dole znajduje się drugi zawór, komora negatywna (-) odpowiada za czułość i pracę w początkowej fazie ugięcia. Jako punkt odniesienia producent proponuje takie samo ciśnienie jak w pozytywnej. Jednakże zarówno serwisanci Harfy, jak i gro użytkowników poleca ustawienie 10 psi mniej i tego lepiej się trzymać. Warto podkreślić fakt, iż nawet 5 psi daje odczuwalną różnicę, a zbytnia przesada (rzędu 25 psi) skutkuje chowaniem się goleni i skróceniem skoku. W oszacowaniu maksymalnego ugięcia, czy sagu pomaga nic niekosztująca, a jakże przydatna gumowa opaska na prawej ladze. Brawo za pomysł!
Przyszła kolej na regulację tłumienia powrotu, spuszczam wzrok i … gdzie to pokrętło? Kolejną nowością jest jego obudowanie, co czyni je niewidocznym i trudnym do obracania w przypadku posiadacza dużych palców. Na szczęście czynność wykonujemy tylko raz, a ochroną przed zgubieniem, czy uszkodzeniem cieszymy się przez cały okres eksploatacji. Zakres jest spory, co ułatwia precyzyjne ustawienie, a praca w skrajnych położeniach bardzo się różni. Całość oznaczono czytelnymi diagramami – żółw i króliczek nie pozostawiają wątpliwości.
Ktoś mógłby zadać nacechowane niecierpliwością pytanie, długo jeszcze? Na szczęście zbliżamy się do końca. Montujemy Poplocka i tu pojawia się pierwszy, dość znaczący zgrzyt. Jeśli można powszechnie stosować dwuśrubowe obejmy w manetkach Srama, czy też klamkach Avida, a manetkę blokady skoku Poploc wyposażyć tylko w jedną, a tym samym zmusić klienta do ściągania rogów, chwytów i innych akcesoriów, tylko po to, by założyć „głupią” blokadę. Co prawda oferowana jest manetka blokady PushLoc z dwuczęściową obejmą, posiadającą opcję montażu na manetkach Sram oraz kompatybilną z MatchMakerem pozwalającym na zamontowanie jej przy hamulcu Avid, ale wiąże się to z dodatkowymi wydatkami. Na szczęście dalsza część przebiega bezproblemowo, łatwe naciągnięcie linki, zablokowanie trzpieniem i … nie, nie ruszamy w drogę. Pozostała jeszcze jedna, niezwykle istotna kwestia, jaką jest ustawienie FloodGate. Co kryje się pod tą niejednoznaczną nazwą? Siła działania montowanej przed chwilą blokady. Niestety tłumik Motion Control nie pozwala na całkowite unieruchomienie goleni, istnieje jednak perspektywa błyskawicznego uzyskania dwóch twardości amortyzatora bez schylania się do korony widelca.
W końcu nadeszła długo oczekiwana chwila. Ruszamy w teren i pierwszą rzeczą, jaką daje się odczuć, to spadek masy przedniej części roweru o blisko 0,5 kg. Różnica jest tak diametralna, że na trudnych technicznie podjazdach nagle zaczyna podrywać koło, konieczna okazuje się delikatna korekta środka ciężkości. Pozostałe konsekwencje związane ze zmianą wagi sprzętu przybierają już kolorowe barwy. Niezwykła okazuje się płynność pracy widelca, ustawienie ciśnienia 120/110 zdaje się być optymalne dla ścigantów. Zwiększenie ciśnienia w komorze negatywnej o 15-20 PSI skutkuje wyraźnym wzrostem czułości, co z pewnością docenią wszyscy wygodniccy, dla których rower służy przede wszystkim do spędzania wolnego czasu. Większość średnich przeszkód wybierana jest jedynie nieco lepiej niż w przypadku Tory. Sytuacja zmienia się w górach, gdzie na kamienistych zjazdach Reba filtruje każdą nierówność w niewyobrażalny (jak dotąd) dla mnie sposób. Widelec przyjmuje adaptery do 203mm, jednakże podczas mocniejszego hamowania nawet z 185mm tarczą widoczne jest uciekanie przedniego koła. Co prawda poza doznaniami optycznymi nie niesie to za sobą negatywnych konsekwencji, ale agresywnie jeżdżącym poleciłbym coś pod grubsze ośki, aniżeli standardowe QR. Brak pełnej blokady nieco denerwuje, szczególnie na szosowych podjazdach, choć trzeba przyznać, że nie do tego stworzono Rock Shoxa. 
 
Z perspektywy czasu bez mrugnięcia okiem mogę przyznać, że Reba SL 29 to bez wątpienia najlepszy amortyzator, na jakim dane mi było jeździć. Sytuacja na rynku, nie tylko rowerowym, wygląda w uproszczeniu tak, że nowe modele zwykle są lepsze, ale mniej trwałe. Ten Rock Shox okazuje się inny. Dopracowany, poprawione tylko tyle, ile trzeba, bez zbędnych fajerwerków. 100% praktyczności w trwałym, odpornym na uszkodzenia opakowaniu. To właśnie lakier, a raczej jego trwałość zaskoczyła mnie najbardziej. Gałęzie i kamienie nie robią na nim najmniejszego wrażenia, dopiero solidny szlif o metalowy pręt odcisnął piętno na dolnej ladze. Ogrom regulacji powoduje, że Reba bez trudu zadowoli zarówno wysokogórskiego turystę, jak i nizinnego ściganta … regulacji, które w przeciwieństwie do konkurencji, naprawdę działają. Prosta i sprawdzona budowa jest gwarantem trwałości i brakiem komplikacji w przypadku ewentualnych czynności serwisowych. Gdyby nie ten Poploc, wystawiłbym widelcowi maksymalną notę, a tak…pozostaje lekki niesmak i nadzieja, że wszystkie przyszłoroczne modele będą już wyposażone w hydrauliczną blokadę Xloc lub co najmniej Pushloca.

 

Jako szczęśliwy posiadacz Tory 318 Solo Air 29” wiedziałem, czego należy się spodziewać po topowym modelu przeznaczonym pod wielkie koło. Nie ukrywam, że moje oczekiwania były konkretnie wykrystalizowane, a zarazem dość wygórowane.

Wcześniejszy demontaż Tygrysa przyczynił się do natychmiastowego uśmiechu związanego z wyraźnie wyczuwalną niższą masą Reby. Nerwowe rozpakowanie zawiniątka, szybki rzut okiem na sterówkę, którą zdobi złota anoda … aż żal ją docinać. No, ale to nie eksponat, odmierzam 20 cm i brzeszczot idzie w ruch. Jeszcze tylko nabicie gwiazdki i oficjalne ważenie. Wyświetlacz jasno pokazuje liczbę 1751 , co jednoznacznie potwierdza, że mająca 2248 gram Tora jest „nieco” cięższa. No dobra, koniec matematyki, czas na montaż. Przy nabijaniu bieżni sterów zwracam uwagę na drobny, acz w przyszłości ważny szczegół – na koronie są dwa zagłębienia ułatwiające zbicie ciasno przylegającej miski w przypadku wymiany sterów. Hamulec tarczowy mocowany jest w standardzie PM, co rzeczywiście ułatwia regulację zacisku, nie bez znaczenia jest też niższa masa adaptera. Czarny, lekko połyskujący lakier, nierzucający się w oczy stonowany design, zwarta budowa z ograniczoną do minimum liczbą wystających elementów to domena Reby. Jeśli ktoś woli bardziej krzykliwe opakowanie, to w ofercie znalazło się miejsce dla biało-czerwonej wersji kolorystycznej. Widelec trzyma się ramy, oczy nacieszone, czas na wstępną regulację.

Dlaczego wstępną? Reba oferuje tyle możliwości dostosowania do indywidualnych preferencji, że jak się później okazało, w moim przypadku optymalne ustawienie nastąpiło po kilkunastu godzinach sprawdzania wszystkich wariantów. Zachęcam do poświęcenia kilku wypadów na rzecz idealnego dopasowania jej pracy, gdyż w przypadku bardziej wymagających użytkowników wiąże się to z pełnym zadowoleniem, bądź też jego brakiem, któremu najczęściej winny jest sam właściciel. Jakby tego było mało, zawsze możemy zmienić wartość skoku z 80 na 100mm za pomocą dołączonego pierścienia, co pozwala na kontynuowanie znajomości np. w przypadku zmiany ramy. Zaczynamy od górnej komory pozytywnej oznaczonej +, która odpowiada na ogólną twardość i zakres pracy amortyzatora. Wartości ciśnienia podane przez producenta są jedynie orientacyjne, warto na sucho zablokować przednie koło i spróbować na siłę dobić amortyzator. Golenie nie powinny się całkowicie schować, co uchroni nas przed dobiciami podczas pokonywania dużych przeszkód i uskoków. Na dole znajduje się drugi zawór, komora negatywna (-) odpowiada za czułość i pracę w początkowej fazie ugięcia. Jako punkt odniesienia producent proponuje takie samo ciśnienie jak w pozytywnej. Jednakże zarówno serwisanci Harfy, jak i gro użytkowników poleca ustawienie 10 psi mniej i tego lepiej się trzymać. Warto podkreślić fakt, iż nawet 5 psi daje odczuwalną różnicę, a zbytnia przesada (rzędu 25 psi) skutkuje chowaniem się goleni i skróceniem skoku. W oszacowaniu maksymalnego ugięcia, czy sagu pomaga nic niekosztująca, a jakże przydatna gumowa opaska na prawej ladze. Brawo za pomysł!

Przyszła kolej na regulację tłumienia powrotu, spuszczam wzrok i … gdzie to pokrętło? Kolejną nowością jest jego obudowanie, co czyni je niewidocznym i trudnym do obracania w przypadku posiadacza dużych palców. Na szczęście czynność wykonujemy tylko raz, a ochroną przed zgubieniem, czy uszkodzeniem cieszymy się przez cały okres eksploatacji. Zakres jest spory, co ułatwia precyzyjne ustawienie, a praca w skrajnych położeniach bardzo się różni. Całość oznaczono czytelnymi diagramami – żółw i króliczek nie pozostawiają wątpliwości.

Ktoś mógłby zadać nacechowane niecierpliwością pytanie, długo jeszcze? Na szczęście zbliżamy się do końca. Montujemy Poplocka i tu pojawia się pierwszy, dość znaczący zgrzyt. Jeśli można powszechnie stosować dwuśrubowe obejmy w manetkach Srama, czy też klamkach Avida, a manetkę blokady skoku Poploc wyposażyć tylko w jedną, a tym samym zmusić klienta do ściągania rogów, chwytów i innych akcesoriów, tylko po to, by założyć „głupią” blokadę. Co prawda oferowana jest manetka blokady PushLoc z dwuczęściową obejmą, posiadającą opcję montażu na manetkach Sram oraz kompatybilną z MatchMakerem pozwalającym na zamontowanie jej przy hamulcu Avid, ale wiąże się to z dodatkowymi wydatkami. Na szczęście dalsza część przebiega bezproblemowo, łatwe naciągnięcie linki, zablokowanie trzpieniem i … nie, nie ruszamy w drogę. Pozostała jeszcze jedna, niezwykle istotna kwestia, jaką jest ustawienie FloodGate. Co kryje się pod tą niejednoznaczną nazwą? Siła działania montowanej przed chwilą blokady. Niestety tłumik Motion Control nie pozwala na całkowite unieruchomienie goleni, istnieje jednak perspektywa błyskawicznego uzyskania dwóch twardości amortyzatora bez schylania się do korony widelca.

W końcu nadeszła długo oczekiwana chwila. Ruszamy w teren i pierwszą rzeczą, jaką daje się odczuć, to spadek masy przedniej części roweru o blisko 0,5 kg. Różnica jest tak diametralna, że na trudnych technicznie podjazdach nagle zaczyna podrywać koło, konieczna okazuje się delikatna korekta środka ciężkości. Pozostałe konsekwencje związane ze zmianą wagi sprzętu przybierają już kolorowe barwy. Niezwykła okazuje się płynność pracy widelca, ustawienie ciśnienia 120/110 zdaje się być optymalne dla ścigantów. Zwiększenie ciśnienia w komorze negatywnej o 15-20 PSI skutkuje wyraźnym wzrostem czułości, co z pewnością docenią wszyscy wygodniccy, dla których rower służy przede wszystkim do spędzania wolnego czasu. Większość średnich przeszkód wybierana jest jedynie nieco lepiej niż w przypadku Tory. Sytuacja zmienia się w górach, gdzie na kamienistych zjazdach Reba filtruje każdą nierówność w niewyobrażalny (jak dotąd) dla mnie sposób. Widelec przyjmuje adaptery do 203mm, jednakże podczas mocniejszego hamowania nawet z 185mm tarczą widoczne jest uciekanie przedniego koła. Co prawda poza doznaniami optycznymi nie niesie to za sobą negatywnych konsekwencji, ale agresywnie jeżdżącym poleciłbym coś pod grubsze ośki, aniżeli standardowe QR. Brak pełnej blokady nieco denerwuje, szczególnie na szosowych podjazdach, choć trzeba przyznać, że nie do tego stworzono Rock Shoxa.

Z perspektywy czasu bez mrugnięcia okiem mogę przyznać, że Reba SL 29 to bez wątpienia najlepszy amortyzator, na jakim dane mi było jeździć. Sytuacja na rynku, nie tylko rowerowym, wygląda w uproszczeniu tak, że nowe modele zwykle są lepsze, ale mniej trwałe. Ten Rock Shox okazuje się inny. Dopracowany, poprawione tylko tyle, ile trzeba, bez zbędnych fajerwerków. 100% praktyczności w trwałym, odpornym na uszkodzenia opakowaniu. To właśnie lakier, a raczej jego trwałość zaskoczyła mnie najbardziej. Gałęzie i kamienie nie robią na nim najmniejszego wrażenia, dopiero solidny szlif o metalowy pręt odcisnął piętno na dolnej ladze. Ogrom regulacji powoduje, że Reba bez trudu zadowoli zarówno wysokogórskiego turystę, jak i nizinnego ściganta … regulacji, które w przeciwieństwie do konkurencji, naprawdę działają. Prosta i sprawdzona budowa jest gwarantem trwałości i brakiem komplikacji w przypadku ewentualnych czynności serwisowych. Gdyby nie ten Poploc, wystawiłbym widelcowi maksymalną notę, a tak…pozostaje lekki niesmak i nadzieja, że wszystkie przyszłoroczne modele będą już wyposażone w hydrauliczną blokadę Xloc lub co najmniej Pushloca.